Apaviadańnie.

— Voś smakata, ceły dzień, zdajecca, jeła b hetuju stravu, — kaža Aldzia i raptam robić kisłuju, byccam prahłynuła nieŭpryciam štości nadzvyčaj brydkaje, minu. — A heta praŭda, što indusy nie chavajuć svaich niabožčykaŭ u ziamlu, a spalvajuć ich na vohniščy? Raskładajuć vohnišča na płycie i puskajuć toj płyt pa ciačenni. I što z pareštkaŭ nie zharyć na ahni, toje traplaje ŭ vadu... Ujaŭlaješ? Žach!

Pramaŭlajecca ŭsio napaŭhołasa, bo ŭ susiednim pakoi znachodziacca Nadzia z Ašrytaju, a dźviery ŭ pakoj ledź pryčynienyja, to kryj Boh induska pačuje... Ale i hetkaje pieraściarohi zdajecca Aldzi niedastatkova, i jana zusim pierachodzić na šept:

— A to vo jašče, kažuć, niasuć pamierłaha na haru, kab tam ptuški jaho rasklavali. Zdarajecca, katoraja nie daść rady ŭtrymać kavałak u dziubie, palacieŭšy, dyk to skury šmatok, to jašče što na doł, na hałovy ludziam skinie. Vo jakaja ŭ ich tam dzikaja zaviadzionka.

Aldzia adstaŭlaje ŭbok pijału ź niedajedzienym halibdžamam, tupa hladzić praz vakno na absadžany dubcami maładzieńkich kaštanaŭ hoły — kaniec listapada — dvor, u dalnim kucie jakoha špacyruje z sabakam moj susied pa placoŭcy Martyn Savieljevič. Susiedu za vosiemdziesiat, jon udzielnik Vialikaj Ajčynnaj, da vychadu na adpačynak šmat hadoŭ vykładaŭ u instytucie zamiežnuju litaraturu. Paśla śmierci žonki žyvie babylom, a da Ašryty ŭbiŭsia ŭ łasku paśla taho, jak niejak u razmovie pracytavaŭ joj štości z Rabindranata Tahora.

— Daremna ty nie zhadziŭsia na abmien. Žyŭ by ciapier u novym domie, a to vo brud usiudy ŭ hetym pryčyhunačnym mikrarajonie, jak u zaniadbanaj vioscy, — kaža Aldzia i dadaje praz chvilinu: — Susiedka kvateru na plamiennicu dniami pierapisvała, dyk zusim niadoraha, kaža, abyšłosia ŭsio toje pierapisvańnie.

Jana vyslizhvaje ŭ kalidor, i taje ž chviliny tudy vyskokvajuć, čujučy, što jana zbirajecca adychodzić, Nadzia i Ašryta. Nadzia całuje matku ŭ ščaku, Ašryta schilaje hołaŭ u vietlivym paŭpakłonie. Zatym abiedźvie znoŭ znikajuć u pakoi.

Aldzia viartajecca da mianie i, pierš čym ja paśpiavaju adarvacca ad haziety, pramaŭlaje:

— A što ni kažy — dziŭnyja jany, hetyja indusy. Baba ŭ dzieŭki kanaje, a joj choć by što... Naadvarot, jašče, zdajecca, ci nie paviesialeła.

Aldzia — maja byłaja, pieršaja i pakul što adzinaja žonka. My razyšlisia ź joju daŭno, nieŭzabavie pa maim viartanni z Afhana. Z majoj inicyjatyvy, darečy. Bačyć štodnia, jak žančyna ŭpotaj pieraadolvaje hidlivaść da ciabie, chaj sabie i VI, dy ŭsio ž adnanohaha kaleki, było nievynosna, i ja vyrašyŭ skončyć usio adnojčy i nazaŭsiody. Što maralna nie tak i prosta akazałasia paśla šasci hadoŭ sumiesnaha žyćcia, jakoje koliś hetak ramantyčna pačynałasia paśla paśpiachovaha pieraadoleńnia supracivu Aldzinych baćkoŭ, źviazanaha z roznaściu (u jaje — technikum za plačyma, u mianie — PTV) našaha adukacyjnaha ŭzroŭniu. Z taho času ja žyvu adzin. Praŭda, dva hady tamu da mianie pierajšła žyć Nadzia, dačka. I choć arhanizavali jany, matka z dačkoj, toj pierachod niejak padazrona paśpiešliva, paśla taho, jak ja žartam skazaŭ, što maju namier ažanicca, Nadzin prychod dla mianie, invalida, — najlepšaje vyjście. Tym bolš što jana doktar i kali što jakoje — biez dapamohi nie zastaniešsia. A ciapier u domie abjaviłasia i druhaja doktarka, induska Ašryta. Jana vučyłasia razam z Nadziaj va ŭniviersitecie i miesiac tamu viarnułasia ŭ horad dziela praciahu vučoby ŭ ardynatury. Isci žyć u internat nie zachacieła i voś da času kantujecca z Nadziaj u jaje pakojčyku. Uranni, akurat u toj momant, kali pryjšła Aldzia, Ašrycie patelefanavaŭ z Indyi brat, skazaŭ, što pamiraje ich vaśmidziesiacihadovaja babula. Maŭlaŭ, užo zusim słabaja i z chviliny na chvilinu skanaje.

Ašryta raz‑poraz vychodzić u kalidor, to niervova suniecca z mabilnikam u dałoni z adnaho kuta ŭ druhi, to prychiniecca plačyma da ściany, to zastynie słupam la šafy z vopratkaj. A to voźmiecca nabirać pa mabilniku numar, i tady bačna, jak dryžać jaje źniabožanyja čakańniem ruki. Zvanki, adnak, nie dasiahajuć mety, i na ciomnym, z kołcami hustoj čarniavinki abapał vačej i rota tvary dziaŭčyny — spres rasčaravańnie. Rasčaravańnie, ale — nie adčaj, chutčej nasamreč, jak skazała Aldzia, — radaść. Radaść upieramiešku sa smutkam, — tandem pačućciaŭ, nivodnamu ź jakich, jak pilna ni ŭzirajsia, nie dasi rady ni addać pieršynstva, ni znajsci bolš‑mienš prystojnaha tłumačeńnia.

— A mamu my halibdžamam na adychod i nie adaryli, zabylisia,— kaža, vychodziačy z pakoja, Nadzia i ciahnie siabroŭku ŭ kuchniu. — To musim ciapier sami dajadać. Tata, ty budzieš?

Aldzin raspovied pra abkładzienych drovami niabožčykaŭ na płytach prychodzić mnie ŭ hołaŭ, i ja, choć ništo pra ich u toj apietytnaj, zalitaj niektarapadobnaju słodyčču indyjskaj stravie i blizka nie nahadvaje, admaŭlajusia ad pačastunku.

— Nu, jak sabie chočaš, — kaža Nadzia.

— Jak sabie chočacie, — padtakvaje dačce Ašryta i šyroka, ažno ahalajecca dobraja pałova jaje pradaŭhavatych cukrova‑biełych zuboŭ, usmichajecca, adstaŭlaje na kraj stała adnu z pijał. — Chaj budzie dla Martyna Savieljeviča.

— Daremna ty admoviŭsia jesci. — Nadzia vyciahvaje łyžkaju sa słodyčy kruhłuju, vieličynioj z hrecki arech, klocku, sa smakam hłytaje. — Ty nie budzieš suprać, kali my z našaha chatniaha patelefanujem u Maskvu ŭ aeraport, zamovim Ašrycie na zaŭtra kvitok?

— Ja addam hrošy, nie chvalujciesia, — kaža Ašryta i slizhaje pahladam pa ścianie, na jakoj visić repradukcyja z vyjavaju karovy — jaje ž padarunak Nadzi z nahody niejkaha śviata.

Baćka Ašryty — biznesoviec, štości tam mudruje ŭ siabie na radzimie z valutaj, i, padobna, finansavych ciažkaściaŭ dla dziaŭčyny nie isnuje.

— Pierastań, Ašrytka, — admachvajecca Nadzia i nabiraje numar. — Tak, kvitok da Deli, na dvaccać piataje, — kaža ŭ słuchaŭku i jašče raz spraŭdžvaje na ŭsialaki vypadak pašpartnyja źviestki siabroŭki: — Ašryta Susaj Viktoryja. Su‑saj... Aš‑ry‑ta...

U dzieŭki napałovu chryscijanskaje imia, jana pachodzić z vakolicaŭ Viełankani, viadomaha na ŭvieś Indastan centra chryscijanskaha žyćcia dzieści pablizu Bienhalskaje zatoki. Mnie karcić spytać, ci datyčyć tamtejšych chryscijan toje, što raspaviała pra induski pachavalny abrad Aldzia, ale ja nie paśpiavaju. Ašrycin mabilnik drobna treńkaje, i jana znikaje ŭ pakoi.

Jana viartajecca ŭ kalidor praz kolki chvilin, i ŭschvalavanaść na jaje tvary dy valiza ŭ rukach (i kali paśpieła spakavać?) sumnieńniaŭ nie pakidaje: babuli horš.

— Vykličam taksi? — pytajecca Nadzia i znoŭ sadzicca na telefon.

Ašryta dastaje z kišeńčyka kofty fotku, padaje mnie.

— Babula, — kaža i torkaje palcam u pastavu žančyny ŭ sary, što staić u abdymku ź niejkim maładzionam na fonie kustoŭja.

— A pobač chto? — bolš z žadańnia padtrymać razmovu, čym z cikaŭnasci, pytajusia ja.

— Tak, adzin čałaviek, — adkazvaje jana i apuskaje vočy dołu. Jana robić heta z takim viasiołym blaskam u pahladzie, što mnie robicca nie pa sabie.

— Taksi? Tak chutka? — Nadzia zirkaje praz akno ŭ dvor, imkliva padchoplivajecca ź miesca.

Ašryta kaža «da pabačeńnia», dzieŭki vychodziać na placoŭku, i voś užo abiedźvie ŭ dvary, la taksi.

Ich razvitańnie takoje doŭhaje, byccam jany razvitvajucca sama mieniej na dziesiać hadoŭ.

Martyn Savieljevič padychodzić da aŭto, zahavorvaje z Ašrytaj. Jana štości pramaŭlaje staromu ŭ adkaz, zatym całuje Nadziu ŭ ščaku, nyraje ŭ čerava aŭto. Mašyna vyrulvaje z dvara, znikaje za roham doma.

Susied tuzaje sabaku za ašyjnik, pakazvaje mnie na mihi, što para vychodzić. Šeść hadzin, zvykły čas našych štodzionnych abaviazkovych prahulanak, i ja ciahnusia ŭ dvor.

— Što ni kraj, to zaviadzionka, — kaža Martyn Savieljevič i zasiarodžana hladzić u kirunku znikłaha z pola zroku aŭto.

— U śmierci adna zaviadzionka: skanaŭ — i byvajcie, — kažu ja nie biez razliku vyklikać staroha — zazvyčaj jon zanadta maŭklivy — na bolš praciahłuju razmovu.

Brovy susieda imkliva paŭzuć uhoru, ahalajuć nieŭrazumieńnie ŭ blakłych, zaparušanych druzam ad zastarełaha kanjunktyvitu vačach.

— Pry čym tut śmierć? Viasielle choć dzie viasielle. Choć u nas, choć u Indyi, choć jašče dzie...

— Jakoje viasielle? U dziaŭčyny babula kanaje... Vy štości błytajecie, Savieljevič.

— Ničoha nie błytaju, — kaža jon i šmatznačna chmykaje. — U maim uzroście błytać — zanadta, viedajecie...

— To pra jakoje viasielle vy kažacie?

— Pra jakoje... Chłopiec u jaje tam, u Indyi. Ale nie chryscijanin. Voś jaje baćka i ŭpiorsia: maŭlaŭ, niama čaho ź nie adzinaviercam bracca... I vypraviŭ dzieŭku ŭ zamiežža vučycca, dalej ad hrachu. Dyk voś ciapier, moža, jak pryjedzie, znojduć tam jakoje parazumieńnie. A nie znojduć — biez baćkavaha błasłavieńnia aženiacca. Tak jana mnie skazała.

— To, značyć, babulina chvaroba dla jaje — tolki nahoda, kab pabačycca z kachankam?

— Nu dyk što, kali nahoda? Što tut kiepskaha? — kaža Martyn Savieljevič, i dakor u jahonym hołasie na chvilinu zbivaje mianie z tropu. — Kab tolki takija złačynstvy i byli na śviecie, jak hetaje! Nu, viedajecie...

Jon jašče štości choča dadać da skazanaha, ale nie paśpiavaje. Nadzia vysoŭvaje hołaŭ u akno, kliča susieda na pačastunak.

— Smačna to smačna, ale na hetkim charčy, na požni, ci la statku, ci na tym ža zavodzie pazavichaŭšysia, doŭha nie praciahnieš, — Martyn Savieljevič dapivaje jušku, adstaŭlaje pijału ŭbok. — Voś ludzi hetyja indusy: na vulicach spres jałavičyna ŭ ich, a jany nie kab najescisia ad puza darmovaha — sałodkim pierabivajucca.

Stary padymajecca z‑za stała, idzie da dźviarej. Idzie nie skazać kab achvotna, ale treba: pakinuŭ sabaku ŭ dvary, i toj ciapier raz‑poraz ahałošvaje navakolle rospačnym jenkam, kliča haspadara.

Nadzia pravodzić hościa da dźviarej, zdymaje słuchaŭku telefona, što akurat u hetuju chvilinu adzyvajecca z kalidora.

— Tata, ciabie...

— Heta ja znoŭ, — Aldzin hołas hučyć zasiarodžana, navat surova. — Ja ŭsio pra toje ž... Tut voś raspytała ŭ susiedki nakont kvatery... Dyk, akazvajecca, i papierak nie tak šmat zbirać na afarmleńnie. Za tydzień možna ŭsio ŭpravicca zrabić... Jak ty, nadumaŭsia što‑niebudź? Nadumaješsia — adrazu skažy, čuješ? Čuješ ty mianie? Što maŭčyš?

Mnie chočacca pasłać jaje kudy padalej, i ja ŭžo ledźvie toje nie rablu, jak na vočy mnie traplaje pakinutaja dačkoju pobač z aparatam pijała ź niedajedzienym halibdžamam.

Ja vyvudžvaju sa słodyčy klocku, nie zvažajučy na niektar, što płyvie pa palcach dy z palcaŭ na padłohu, pochapkam hłytaju.

— Pryvitańnie z Indyi, — kažu zatym i kładu słuchaŭku.

Ažyŭlenaja hulnioju śviatła i cieniu karova na repradukcyi viesieła padmirhvaje mnie i znoŭ scinajecca ŭ pavažnaj samavitasci ŭ prahałku pamiž vušakom i lusterkam.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?