Ja źmierz. Kožny podych paŭnočnaha vietru byŭ niečakany i rezki, jak aplavucha zdradžanaj kachanki. Palcy na nahach zusim zdubianieli, i padčas chady ich torhaŭ tupy bol. Ssiniełyja ruki ja, ścisnuŭšy ŭ kułaki, uciahnuŭ u rukavy kurtki, ale i heta mała dapamahło. Hołyja drevy, niby pakorčyŭšysia ad choładu, zdavalisia mienšymi pad pustym šerym niebam. Śniehu jašče nie było, a daroha viaskovaj vulicy — usia ŭ vyboinach — vyhladała zranienaj i nieznajomaj. Daroha viała da biełaha baročnaha kaścioła, što, uzvyšajučysia na pahorku nad vioskaj, hłucha bomkaŭ zvanami, zaprašajučy na imšu.
Na hanku bažnicy ŭžo taŭklisia ludzi, a da ćvintarnaj aharodžy byli pryviazanyja niekalki kudłatych, nakrytych uzorystymi kapami konikaŭ, što pryvieźli svaich haspadaroŭ z dalejšych zaścienkaŭ.
Pierad kaścielnaj bramaj ja zaŭvažyŭ vysokuju i chuduju žančynu ŭ
Na nahach u žančyny byli staryja znošanyja bociki. Na hałavie krasavaŭsia razmytaha koleru bieret. Jadavitaja čyrvań pamady na vusnach, nafarbavanych, mabyć, u śpiešcy i bieź lusterka, kryvoj nieakuratnaj linijaj dachodziła da siaredziny ščokaŭ. Ciažka było vyznačyć viek žančyny: jaje žyvyja i pryhožyja vočy zdradžvali maładość ale pamiaty i apuchły tvar śviedčyŭ pra advarotnaje i moh być znakam lubovi nieznajomki da chmialnoj čarki.
Ja zatrymaŭsia ŭ bramie, kab pryhledziecca da pradmieta ŭ rukach žančyny. Jana trymała niešta nakštałt rekłamnaha bukleta — nievialikuju i tonieńkuju knižačku. Ja padyšoŭ da hetaj zahadkavaj postaci jašče bližej. Jana pramoviła, vyciahnuŭšy da mianie ruku z knihaj, davoli nizkim i sipatym hołasam: «Vy, peŭnie, cikaviciesia paezijaj? Kali łaska, vaźmicie… Heta ja sama napisała…» Ja achvotna ŭziaŭ u ruki zbornik. Vokładka była krychu zabrudžanaja, staronki — začytanyja i
Amal pad samym kaściołam ja adčuŭ, što niechta torknuŭsia mnie ŭ śpinu. Ja adviarnuŭsia. Pierada mnoj stajała pažyłaja viaskoŭka, zachutanaja ŭ vializnuju puchovuju chustku šeraha koleru. Žančyna trymała ŭ rukach tolki što hartanuju mnoj knižycu. «Vaźmicie, — jana padała mnie źlohku zamusoleny zbornik. — Biarycie, kali łaska, — cicha skazała kabiecina dryžačym hołasam. — Ja bačyła, što vam spadabałasia kniha. Ja ŭžo niekalki takich kupiła», — pierakonvała ciopła apranutaja viaskoŭka. Padziakavaŭšy, ja ŭziaŭ zbornik i schavaŭ u hłybokuju kišeniu. Bačačy ździŭleńnie na maim tvary, kabieta paśpiašałasia patłumačyć: «Taja abarvanka ŭ čyrvonym płaščy nastaŭnicaj niekali była. Razumnaja dzieŭka. Pryjechaŭšy była ź Minska da nas u škole adpracoŭvać. Vučyła biełaruskaj movie, vieršy pisała. Bolš takich razumnych ludziej u nas i nie było. Viaskovym chłopcam dyk i razmaŭlać ź joj nie było pra što», — raskazvała, niby apraŭdvajučysia, žančyna. «Dyk što zdaryłasia? Čamu jana ciapier knihi svaje pad kaściołam pradaje?», — pytaŭsia ja. «Synok, biada jaje spatkała vialikaja, — zadumliva tłumačyła maja surazmoŭnica. — Što joj, siracie, ciapieraka rabić, jak jeści chočacca, a i vypić taksama, bo horła smalanoje? Sa škoły jaje, niaščaśnicu, za pićcio vyhnali, — havendziła dalej viaskoŭka. — Jana ž adna i adna była. Z toj adzinoty, vidać, biazdolnica ŭ i čarku kinułasia. Chodzić, byvała, pa vulicy, špacyruje, a ludzi ŭsie rabotu robiać. A jana błukaje ŭ svaim płaščy i ŭ skvar, i ŭ ściužu, jak duša biesprytulnaja», — skazała žančyna, a jejnyja vočy vilhotna zabliščeli.
«Znajecie, piła jana strašna, nadta strašna. Napjecca i źlaža pad płotam. A ludziam to śmiech, što nastaŭnica tak napivajecca. Jejnyja ž vučni praź jaje žerhali, niežyvuju dadomu ciahali, — kazała dalej miascovaja žycharka. — I škoda ž jaje, niepuciovuju. Dyk ja z žalu tyja jejnyja knihi kuplaju, bo miłaściny ž jana nie voźmie — honar. A dzie toj honar byŭ, jak pad płotam uroblenaja lažała? — u hołasie viaskoŭki pačułasia asudžeńnie. — Čytajcie. Chaj vam kniha na zdaroŭje budzie», — niejak užo sumna skazała viaskoŭka, hučna paciahnuŭšy nosam i zmachnuŭšy z voka niepakornuju ślazu. My padyšli da hruvastkich dźviarej kaścioła, i ja prapuściŭ žančynu pieršaj. Było čutno, jak zajhraŭ arhan.
Padčas uračystaj imšy ŭ vystudžanym kaściole ja ŭbačyŭ paetku ŭ čyrvonym płaščy jašče raz. Uklenčyŭšy na chałodnaj kamiennaj padłozie kaścistymi