Bieły-bieły bałkon u domie Michała i Aleny. Nastolki daskanały ŭ svajoj bieli, što padavaŭsia niečapanym arkušam papiery, na jakim možna tuššu tonka vyvodzić biełaruskija runy (jość takija!). Bałkon nahadvaŭ bieły parachod, kali ty pierastupaŭ praź jahony paroh, pakidajučy zzadu ciopłuju terakotavuju prastoru ŭtulnaha pakoja, i adnačasova zdavaŭsia pavietranym, jak husinaje piorka. Michał sam farbavaŭ jahonyja draŭlanyja rejki, pakazvaŭ pendźli, raspaviadaŭ pra farbu. Pravodziŭ rukoj pa hładkaj pavierchni. Zaŭvažaŭ niejkija ledź bačnyja ščylinki. Ale my ich nie bačyli. My byli ŭ pałonie śviežaści i navizny.

Na ścianie Michałavaj kuchni, aśvietlenaj kropkavym śviatłom, visieŭ pryknopleny čorna-bieły malunak. Arkuš byŭ raskreśleny na kvadraty. U kožnym kvadracie žyŭ nakidany abrys malunka. Amal pad kožnym ― pa dva-try vieršavanyja radki. Jak akazałasia, heta byŭ eskiz zadumy budučaha «Narodnaha alboma». Z kožnaha kvadracika-historyi dla Michała ŭžo hučała pieśnia. Ja, darečy, trapiła napačatku ŭ sieci Michałavaha mifu pra realna adšukanyja i zapisanyja na abšarach Zachodniaj Biełarusi słovy piesień «Narodnaha alboma». I nieviadomaje haryšča, na jakim nibyta byŭ znojdzieny sšytak z łacinskim tekstam pieśni «Matka Boska Vastrabramska», dasiul žyvoje ŭ maim ujaŭleńni. Bo heta ž Michał raspaviadaŭ tak pierakanaŭča!

Była zima. Rypieŭ śnieh. Michał zabieh pa niejkaj pilnaj spravie ŭ draŭlany dom na Hrušaŭcy, dzie my ŭ tyja časy mieli žytło. U rukach Michała byŭ zahornuty ŭ hazietu vielizarny bukiet aranžarejnych ruž z karotkimi ściablinami i nievierahodna piaščotnymi marelevymi butonami. Štuk piaćdziesiat, nie mieniej. Razharnuŭ hazietu, dastaŭ piać ruž, padaravaŭ. «Takoj pryhažości nie pasuje abhortka z haziety», ― pačała była kazać ja, ale Michał zapiarečyŭ, maŭlaŭ, lubaja abhortka padydzie dla kvietak, kab uratavać ad ściužy dy vietru. Hetki pryhožy dabradziej, stylovy apiakun ruž.

Na Niamizie jość damok, jaki jašče kolki hadoŭ tamu mieŭ bałkon, u jakoha nie było dźviarej da jaho. Voś prosta tak visieli na tynkavanaj hłuchoj ścianie čyhunnyja kratki, i kali bałkon pryciarušvaŭ śnieh, na im nikoli nie było śladoŭ. Chiba ptušynyja. Tym hety dom, što staić bokam da darohi, i zapomniŭsia. Napeŭna, adzin taki byŭ na ŭvieś horad. A paśla jaho pazbavili admietnaści. Vyrazali dźviery na bałkon. Viedaŭ pra heta i Michał. Adnojčy pakazaŭ na toj žoŭty, amal pamarančavy dom, samy stary ŭ rajonie vulicy Miaśnikova, i ŭzradavaŭsia, što my pamiatajem pra jaho adno i toje. Niezvyčajnaje… Značna paźniej u aśvietlenym aknie hetaha doma ja zaŭvažyła maładuju kabietu, jakaja pryčaplała la lustra zavušnicy.

Michał fatahrafavaŭ Minsk. Rozny. U luboje nadvorje. Staroje tralejbusnaje depo na Čyrvonaj, budynki vahonaramontnaha zavoda na Čyhunačnaj (raspaviadaŭ pra staruju kuźniu na jahonaj terytoryi, abmiarkoŭvali razam krychu kryvavaty cahlany komin, bačny z vulicy za płotam). La budynka habrejskaha kulturnaha centru na Viery Charužaj Michała skrucili achoŭniki i chacieli zaśviacić stužku (jašče stužku!). Michał patłumačyŭ svaje zdymki luboŭju da horada. Michał raspaviadaŭ, jak pračnuŭšysia adnaho razu na zołku, pabačyŭ za aknom niazvykłaje aśviatleńnie. Damy niby adarvalisia ad ziamli, drevy lustravalisia na abłokach. Piaščota i nieruš panavali na Paŭdniovym Zachadzie. Schapiŭšy fotaaparat, pajechaŭ na Lachaŭku. Tam, la raki, jaho čakali zaprykmiečanyja jašče raniej haradskija krajavidy.

Daŭno-daŭno sustrelisia ź Michałam la adnaho domika ŭ lesie, pahladzieŭ, vitajučysia, uvažliva na maje biełyja štancy dy siniuju majku i skazaŭ: «Majo samaje ŭlubionaje spałučeńnie koleraŭ hetaha leta». Treba chiba dadać, što bieły byŭ nie zusim biełym, a krychu šaravatym, jak lon, a sini — jak mora na hłybini. Nie jarki.

La taho ž domika ŭ lesie ćvili adnym letam niejak asabliva bujna samasiejki niezabudak razam z makami. Niazvykłaje spałučeńnie błakitu i čyrvani. Na heta źviarnuli ŭvahu Michał i mastačka Zoja Łucevič. Tady ž upieršyniu pačuła vierš Michała «Ultima Thule». Ani na kroplu nie schiblu, kali skažu, što słovy i rytm vierša ŭ azdableńni Michałavaha strohaha spakojnaha hołasu ŭ cišyni (vieršaliny chvojaŭ tolki varušyŭ viecier), ― zastanucca sa mnoj jak prajava najsapraŭdniejšaha mastactva. U toj dzień hety vierš vielmi ŭvažliva słuchała maja duša. I jana zapomniła.

Pamiataju Michała praktyčna na ŭsich mitynhach i šeściach 1990-ch. Pamiataju jaho na raźvitańni z Vasilom Bykavym. U jahonych rukach byli dźvie dziŭnaj krasy chryzantemy.

Na adnym ź viasnovych šeściaŭ, kali pryhažennyja ściahi na vietry dakranalisia i hładzili našyja natchnionyja tvary, Michał apynuŭsia na imhnieńnie pobač i zaŭvažyŭ, što ja była ŭžo krychu inšaja. «Tak. Čakaju dzicia!» Jak ža ŭchvalna pahladzieŭ tady Michał! A nieŭzabavie na niebie źjaviłasia viasiołka. U joj tady, pamiataju, pieravažali ciopłyja kolery.

Padčas apošniaj sustrečy my stajali na hanku budynka, dzie mieścicca halereja Sajuz dyzajnieraŭ. Michał raspaviadaŭ pra vytoki Niamihi, pra unikalnuju zabudovu blizkich adtul kvartalčykaŭ, pra dachi, pra zaŭsiody ružovaje viečarovaje nieba nad vilhotnym horadam. Tak. Ciapier hetaje nieba dla mianie budzie Michałavym. Jak i stancyja minskaha mietro. Jak i sam horad M.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0