Apaviadańnie. Pierakłała z ukrainskaj Natałka Babina.

1947

(pa vajnie)

Karnilo z šerym — jak zrebje — tvaram uźnik na hanku chaty Šandraŭ papaŭdni. Padpierazany šyrokim skuranym pasam z vybitaj pasiaredzinie zoračkaj. Čamuści biaz šapki i zvyčnaha vajskovaha planšetu cieraź plačo.

Vyhladaŭ, by ptuška, jakuju raptam złaviŭ, a potym taksama raptam adpuściŭ šulak.

I

«Słava Isusu!» — skazaŭ Karnilo ŭsim Šandram, i tolki starejšy ź siamji, baćka Vasil, čamuści ni da piečy ni da rečy adkazaŭ «Sapraŭdy ŭvaskros!»

Nichto na jaho ani hlanuŭ, ani ździviŭsia ź jaho adkazu.

Čaćviora dziaciej — Varvarka, Fiaduś, Dunuś i Mikałajčyk, — mama Kaciaryna dy dzied Ivan hladzieli nie adryvajučy vačej na Karnila tak, niby toj źbiraŭsia ŭzarvać tut, u chacie, bombu.

Ale Karnilo tolki skazaŭ «Navieki słava», a potym skazaŭ «Vasilu...».

Baćka zirnuŭ na svaich siamiejnikaŭ — i ich vymieła z chaty, by bomba ŭsio ž sapraŭdy razarvałasia.

— Vasilu... — jašče raz paŭtaryŭ Karnilo, i abodva sieli na łaŭku pad žerdkaju, dzie sušylisia ziołki, vianki kukuruzy i časnaku dy śviatočnaja vopratka.

Dvojčy paŭtoranaje Karnilom «Vasilu» nie viestavała ničoha dobraha.

Karnilo daŭno pakłaŭ voka na Šandravu Varvarku, ale pa ciapierašnich zakonach Varvarčyny małyja hady jašče nie dazvalali im pabracca.

Raniej jany mahli b uziać carkoŭny šlub, ale raz sam panojča słužyć ciapierašniaj satanie, a Karnilo staŭ rassylnym u sielradzie, jany musili stroha trymacca paradkaŭ.

Vasil hladzieŭ zaraz na Karnila i razumieŭ, što, musić, sparachnieli jaho nadziei na haspadarlivaha ziacia.

Ziamielka pojdzie da kałhasu;

Karnila zaarkaniać maskali dy jakaja pyšlivaja dzieŭka;

a jahonaja Varvarka budzie siadzieć u hetych paharbkach, dzie z mužčynami zastalisia tolki dźvie chaty i dzie niama nivodnaha chłopca, z dałońniu, daškom prykładzienaj da iłba i z hrablami ŭ druhoj ruce — vyhladajučy z płaju — hetych pakatych schiłaŭ hor — ci nia pryjdzie jaje los;

i budzie sivieć u dzieŭkach — pry haspadarcy i zdaroŭi, zhańblenaja pierad usim śvietam raptoŭnym adstupleńniem Karnila.

Dvoje mužčyn — što byki, jakija voś-voś majucca źbić rohi adzin adnamu, znoŭ stali pasiarod chaty, i kožny čahości čakaŭ ad druhoha.

— Zaŭtra pa vas pryjduć, Vasilu... — vymaviŭ Karnilo i apuściŭ ciaženny žalezny łancuh na Vasilovy plečy.

— Za što?! — Vasil zadychnuŭsia; z hałavy imhnienna vyvietrylisia zhadki pra Varvarčyna dziavoctva.

— Za toje, što Šandry, bolš ni za što.

— Jak tak? — Vasil usio jašče nia moh navat uzdychnuć hłyboka, tak ściała duch.

— Voś tak... — tolki i adkazaŭ Karnilo.

A sprava była takaja.

U sielradu na zaŭtra pryjšła raznariadka na departacyju — dla ačyščeńnia terytoryi ad bandfarmiravańniaŭ dy ich pasobnikaŭ: ź Biełaha Patoku — dziesiać siamiej.

U rajon adpravili śpisy proźviščaŭ.

A Piatro Šandro, toj, pra jakoha kažuć — Kulhavy, adkupiŭsia. Navat nia jon adkupiŭsia, a jahonaja žonka, jakaja krucić z zahadčykam zahotovitielnoj kontory...

...Ale śpisy pajšli ŭžo ŭ rajon.

A ŭ taho Piatra Kulhavaha — siamiora duš narodu ŭ siamji. Voś siońnia ad ranku i łamali hałovy ŭ sielradzie — kim zamianić Kulhavaha... Bo zamianić treba nie na aby-kaho — a na Šandra ź siamju dušami damačadcaŭ.

Narešcie ŭspomnili pra taho, što ŭ Ryžach, to bok pra vas, Vasilu. Dabiracca siudy, praŭda, doŭha, paŭdnia, zatoje ŭsie siem duš. I ŭsie Šandry.

I jašče što: Karnilo tut nia byŭ, Vasilu ničoha nie kazaŭ. A vy sabie dumajcie, što rabić. A jak nie — źbirajcie manatki dy zakopvajcie ŭ akopie za pasaviskam. Jak kaliści viernieciesia nazad u Ryžy — adkapajecie. Nu, a kali nie — chaj lepš jany hnijuć u ziamli, čym satana raźbiraje ludzkoje dabro. Jak užo chočacie znać, Vasilu, ja tolki praz svaju mamu nie idu da lesu, bo taksama vyviezuć u Sibir, a mamie dni ličanyja zastalisia i biez taho... Dyj dumaju taki brać vašu Varvarku...

— A chto prychodzić zabirać na vysyłku? — spytaŭsia Vasil Šandro, hledziačy sabie pad nohi.

— Dvoch-troch z MHB i adzin ź sielrady sa śpisam i pratakołam... U Siruku zastałosia tolki dźvie haspadarki z šasnaccaci chat, Vasilu!

— A to ja nia viedaju... a to mnie samomu pup rezali nie ŭ Siruku... A ciapieraka biažy, Karnilo, u siało, bo jak zdahadajucca, što ty tut byŭ, to ŭžo ničoha nie dapamoža. A kali ŭdasca, to prychodź zaŭtra ź imi... — skazaŭ Šandro i abchapiŭ hałavu rukami.

Siadzieŭ tak dobruju hadzinu, a potym huknuŭ:

— Dzieci, chadzicie siudy! Budziem raicca. Bo niama kali...

II

Dunuś siadzieŭ na buku z dośvitku.

Z buka ŭ adzin bok była bačnaja ŭsia ich siadziba, hražda — vializnaja Šandrova haspadarka, abniesienaja płotam z mocnaha časanaha dreva z vysokaju raźblonaj bramaju, vialikaja huculskaja chata, z dreva, z vysokim dacham, z azdoblenym raźboj hankam, u druhi bok — lažaŭ płaj, lažała daroha ŭ hory, adkul mieli pakazacca zahotovitieli čałaviečych duš, u hety dzień — ichnich, Šandravych. A dalej — jak vokam achapić — viaršyni biaźludnych hor u śviežaj ranišniaj smuzie. I niama im kanca-kraju.

Jak tolki Dunuś zaprykmiecić choć niaznačny ruch na darozie, jon musić zahaŭkać lisicaju;

jak tolki čałaviek jaki-niebudź pakažacca na darozie — chłopiec pavinien uźniać harmidar na ŭvieś chutar:

strakatać sarokaju;

trubić aleniem;

brachać sabakam

i kukarekać pieŭniem.

Z dośvitku i dahetul paŭsiul było cicha i biaźludna — i Dunuś pieravioŭ pohlad z darohi na dvor.

Dvor byŭ mirny, amal sonny — ale jamu stała strašna, až motašna:

tata siadzieŭ na pryźbie pad chataju i nie vypuskaŭ z rota lulki;

dzied Ivan siadzieŭ poruč, abapirajučysia na trembitu;

brat Fiaduś prymacoŭvaŭ na krosny abčasanyja doški;

siastryca Varvarka skubła zasiečanych kurej;

i tolki maleńki Mikałajčyk, trymajučysia abieruč za hałavu, chistaŭsia, by pjany ci durnavaty, u rasčynienaj naŭściaž bramie.

Žarabiec Dunusia, Apryšak, nervova stryh vušami kala Mikałajčyka, a mama Kaciaryna — apranutaja, jak da viančańnia, — u vyšytaj, jak vypisanaj, čornym kryžykam kašuli, u kieptary, zaviŭšy — jak maładzica — najpryhažejšuju — vielikodnuju — chustku, niesła praz dvor draŭlanaje viadro — konaŭku — z vadoju.

U hetaj karcinie, što adkryłasia Dunusiu z buku, było niešta takoje nienaturalnaje i falšyvaje, što chłopiec až zastahnaŭ, viedajučy, što maje być dalej.

Ale, tym nia mienš, jasna śviaciła soniejka.

Ale, tym nie mienš, miakka žaŭcieła pad soniejkam suchaja trava, i jaje skubli aviečki dy jahniaty.

Ale dvoje koniej hulali pad jełkaju na pasavisku.

Ale karova lizała byčka kala karyta z vadoju.

I chłopiec u listocie buka irvanuŭ siabie za vałasy: heta jon, Dunuś, ci, moža, užo nia jon? Jon. I jašče ničoha nia skončyłasia, usio jašče tolki maje adbycca.

Treba było ŭsio ž adpravić małoha Mikałajčyka ŭ Siruk da dziadźki Anufryja — chto jaho viedaje, jak tut usio pavierniecca.

Ale tata skazaŭ «nie!» — i Dunuś dobra vyčyściŭ akop na zarosłaj lesam až pa samuju viaršyniu hary, jaki zastaŭsia jašče ad aŭstryjskaj vajny, vysłaŭ dno toŭstym słojem ihlicy i schavaŭ tam dla małoha trochi ježy, a zamiest vady mohuć być čarnicy — hara zasiejanaja imi, jak zorkami.

Tata doŭha nakazvaŭ Mikałajčyku, što jon maje rabić, kali z boku darohi zahaŭkaje lisica; mały nibyta razumieŭ, kivaŭ hałavoju, hledziačy ŭ ziamlu, ale ŭ Dunusia čamuści chaładzieła ŭ hrudzioch ad adnaho ŭjaŭleńnia, jak Mikałajčyk, prypadajučy na karaciejšuju pravuju nožku, namahajecca dabiehčy da schovanki chutčej, čym Dunuś učynić z buku harmidar, a tady i sam paplaciecca sa śviežastruhanymi žerdkami ŭ bramu.

...Užo niedzie pad pałudzień u płaju zahajdalisia laščyny i viecier danios ludzkija hałasy, i Dunuś, śpiašajučysia, i tamu nia vielmi ŭdała, zaciaŭkaŭ lisicaju. Chłopiec jašče raz zirnuŭ na dvor.

Mikałajčyk usio stajaŭ u bramie. Tata i dzied pierachryścili mamu, i jana biehma pabiehła ŭ chatu. Tam adrazu paraskryvalisia ŭsie vokny i pačuŭsia Varvarčyn płač i jenki.

Daloka ŭnizie z arešniku vychodzili na darohu troje ludziej, i Dunuś, saśliznuŭšy z dreva, zatrubiŭ aleniem i zabrachaŭ sabakam. Ale sakatać sarokaju i kukarekać pieŭniem, jak było damoŭlena, nie pryjšłosia: na dvary ciažka zatrembitała trembita — i chutar adrazu ž azvaŭsia spałochana.

La kurnika kudachtali kury;

na pasavisku iržaŭ koń;

z-pad chlava mykaŭ byčok;

zalivaŭsia adčajnym brecham sabaka.

Dunuś nios dadomu smalistyja žerdki, i jany dryžali ŭ rukach: mały Mikałajčyk, zamiest taho, kab biehčy ŭ schovanku, jak skamianieŭ u bramie; nichto, zdavałasia, u hety momant užo nia pamiataŭ pra dziciania z karotkaj nožkaj.

— Mikałajka, bratačka, — paprasiŭ jaho Dunuś u samaje vuška, — biažy na haru i rabi, jak skazali tatka... biažy, bo chutka budzie pozna... biažy, ja pačakaju tut, pakul schavajeśsia.

— Dunu... — mały ŭskinuŭ vialikija, poŭnyja śloz vočy na Dunusia. — Ja zastanusia z vami... nia bojsia... ja budu tolki płakać, a bolš ničoha... skažaš mamcy, kab nie bajalisia.

Dunuś nia mieŭ siły azirnucca, kab pahladzieć, jak daloka ichnija zahotovitieli. Zajšoŭ u dvor razam ź Mikałajčykam i, chryściačysia, upaŭ na kaleni pierad dziedam Ivanam, jaki vydzimaŭ z trembity takuju čornuju i hłybokuju tuhu, što kamiani mahli b zahavaryć, a sercy akamianieć — i tak drobna-drobna treślisia starečyja ruki, niby padpirali ciełam trembity ci to tolki siadzibu, ci to naohuł usie-ŭsieńkija navakolnyja hory.

Dzied stajaŭ pasiarod padvorku, źviartajučysia płačam trembity na čatyry starany, jak by kličučy na dapamohu ŭvieś bieły śviet, jaki ciapier nia moh azvacca ničyim žyvym hołasam, akramia iržańnia kania dy kudachtańnia kurej.

Dzied byŭ stary i bieły, jak ranišni tuman.

Viecier raźviejvaŭ jaho doŭhija niepakrytyja vałasy, i tonkaja darožka ad ślazy chavałasia ŭ biełych vusach.

— ...Mamka naša saładzieńkaja... — hałasiła Varvarka praz adčynienyja vokny chaty, a pamiž jaje płačam roŭna liŭsia Psałtyr — «dziŭnyja spravy tvaje, Hospadzie...» — tonkim hałaskom Fiadusia.

Dvoje čužych ludziej u vajskovaj formie i sa zbrojaj, a ź imi Karnilo ź sielrady stajali ŭ varotach.

Dunuś źbivaŭ nasiłki z pryniesienych žerdak.

Dzied Ivan, u apošni raz ciažka zahałasiŭšy trembitaju, išoŭ, pachileny, da pryzby.

Mikałajčyk, abchvaciŭšy hałavu, jak durnavaty ci pjany, znoŭ chistaŭsia la hanku.

Tata Vasil vyvodziŭ sa stajni asiadłanaha kania, ale, zaŭvažyŭšy ludziej u bramie, spyniŭsia pierad imi, nizka pakłaniŭsia i skazaŭ:

— Ja tolki što źbiraŭsia pasłać chłopca ŭ siało da panojča dy i ŭ sielradu...

Dvoje ŭ vajskovym čuchali patylicy.

Karnilo pieravodziŭ vočy z Šandra?\ na vajskovych, z vajskovych na Šandra, niby chacieŭ niešta skazać.

A tatka Vasil havaryŭ, niaŭciamna, jak marmytaŭ:

— Žonka siońnia pamierła, skančałasia, niaboha. Damavinu tolki što zrabili. Rodzičam treba nakazać. Dziaciej małych pakinuła... biednaja maja hałava. Ludziej — anikoha. Chto da cieła pryjdzie ŭ takuju dalačyń? Chaj Boh baronić, takoha zadała mnie na hałavu kłopatu...

Dzied znoŭ vydzimaŭ žurbu z trembity na pryźbie.

Varvarka pryčytała nad ciełam.

Fiaduś čytaŭ Psałtyr.

Dunuś ładziŭ na stale posud dla paminak.

Mikałajčyk chistaŭsia, nie adpuskajučy hałavy.

— E-e-e... tut takaja sprava... — pačaŭ starejšy z vajskovych.

Šandro schiliŭ hałavu.

— Oho-o-o, heta nia sprava, panie-tavaryš, heta hora horkaje, heta ślozy kryvavyja, što ja budu rabić biez svajoj haspadyni z drobnymi dzietkami i starym tatam u hetych skałach, chiba samomu pamierci zastajecca... dzieŭka ŭ chacie niavydanaja. O-o-och, čornaja zhryzota... — Šandro vycier ślazu.

— Chm... — kašlanuŭ druhi vajskoviec i pahladzieŭ na Karnila.

Toj zakašlaŭsia taksama.

— Niesvoječasova pamierła vaša žonka, Šandro, niesvoječasova, — narešcie vymaviŭ vajskoviec.

— Oj, darahi čałavieča, — uzdychnuŭ Vasil, — śmierć prychodzić ad Boha, tamu jana zaŭsiody svoječasova. Ale prašu, chadziem, pamianuć dušu niabožčyca, pa zvyčaju. Moža, zojdziecie ŭ chatu?

Starejšy vajskoviec pilna zirnuŭ u tvar Vasila.

— Pa tutejšym zvyčai spačatku moŭčki iduć da niabožčyka, a ŭžo potym — pamianuć. Chm...

— Bačycie, darahija ludzi, takoje zakałaciłasia ŭ hetym śviecie, što chutka zabudzieš, jak ciabie zavuć i dzie tabie pup rezali. Tak što i zvyčai pierajnačvajucca patrochu.

Pryšłyja adyšli trochu ŭ bok i pra niešta cicha zahavaryli miž saboju — zdajecca, railisia, što rabić.

Baćka Vasil zajšoŭ u chatu, a za im praśliznuli i Dunuś ź Mikałajčykam.

Dzied znoŭ uziaŭsia za trembitu.

— Mamka našaja sałodzieńkaja, radaść našaja ŭściešnaja... Našto nas asiracili, u biadzie, niastačy pakinuli... — uschlipvała Varvarka, to prypadajučy da matčynaha cieła, to abstaŭlajučy niefarbavanuju trunu vałoškami i roznymi ziołkami, takimi šmatlikimi, što, padavałasia, jany chutka zusim zakryjuć niabožčycu, pakinuŭšy adkrytym tolki tvar, što bialeŭ pad pyšnymi składkami pryhožaj chustki.

Na łavie pad vaknom patreskvali śviečy ŭ miskach z pšanicaju.

Fiaduś hałosna čytaŭ Psałtyr.

Baćka Vasil čamuści mitusiŭsia, hojsaŭ pa chacie, to papraŭlajučy niezapalenuju śviečku ŭ rukach niabožčycy, to kapu na viečku damaviny.

— Niadobry heta znak, Vasilu... — skazaŭ dzied Ivan, uvajšoŭšy ŭ pakoj i prachodziačy pierad vajskoŭcami i Karnilom. — Bačyš, pravy bok tvaru začyrvanieŭsia. Niadobry... Na chutkaha niabožčyka, oj-joj, Boža miłaserny...

Karnilo kinuŭ u trunu drobnyja kapiejki i hołasna pračytaŭ «Ojča naš».

Byŭ momant, kali havaryli ŭsie razam: Varvarka pryčytała, Fiaduś čytaŭ Psałtyr, a Karnilo — «Ojča naš».

U chacie žmukali avadni dy muchi.

Znadvorku iržaŭ koń.

Patreskvali dy haśli śviečki.

Pachła ładanam.

Mały Mikałajčyk, kulhajučy macniej, čym zvyčajna, na pravuju nahu, staŭ z druhoha boku damaviny, nasuproć Varvarki, i raptam upaŭ na maminy ruki, uskryknuŭ nie svaim hołasam:

— Joj, mamka... Ustavajcie, mamka... Dzieci pa vas płačuć... Mikałajčyk vaš płača, navošta vy kinuli Mikałajčyka, mamka... vaźmicie jaho z saboj... — dy j ssunuŭsia na padłohu.

Vasil kinuŭsia da syna i schapiŭ jaho na ruki:

— Mikałajčyku, synku, budzie, budzie... Nie pužaj ludziej, chłopčyku moj, Mikałajčyku...

Karnilo adlivaŭ dzicia vadoj.

Dzied Ivan dudzieŭ i dudzieŭ u trembitu znadvorku.

Varvarka žahnałasia, hałosna pryhavorvajučy: «Hospadzie, prabač nas, hrešnych, pamiłuj nas, hrešnych...»

Fiaduś vypravadžvaŭ vajskovych z chaty, a Dunuś nakryvaŭ na stoł na dvary.

— ...Skažu vam, Šandro, što svoječasova pamierła vaša žonka Maryja, — vostra hlanuŭ na haspadara staršy vajskovy.

— Kaciaryna... — papraviŭ jaho Šandro.

— Chaj budzie Kaciaryna... Ziamla joj piarom... — čałaviek u vajskovaj formie nios da rota nožku smažanaj kurycy. — Bo musiła b zaraz źbiracca ŭ dalokuju darohu z vami.

— Oj, u dalokuju, dalokuju darohu sabrałasia maja Kaciaryna... U dalokuju, panie-tavaryš... Tolki na hety raz bieź mianie.

— Chm. Majecie ščaście na śmierć, Šandro. Kažycie malitvu za śmierć, jakaja ŭratavała ŭsich vas, — utruščyŭsia ŭ razmovu naparnik staršaha, zajadajučy čarku haračymi hałubcami. — A ja jašče i nie kaštavaŭ tut u vas u harach harełki na pachavańni. Dobra kažacie, Šandro, što zvyčai mianiajucca.

Karnilo nia jeŭ i nia piŭ, tolki pierastaŭlaŭ talerki i bubniŭ sabie pad nos «nia dumaŭ ja, nia dumaŭ...». Ci, moža, havaryŭ što inšaje, ale pra heta nie daznajemsia, bo paražnieli plaški i harncy. Maŭčała trembita i maŭčaŭ Fiaduś, pakinuŭšy Psałtyr. Tolki čamuści iržali koni i rykała na pasavisku bydła. Sakatali saroki i hrymieŭ łancuhom sabaka.

Pasiarod padvorku Dunuś hładziŭ małoha Mikałajčyka pa hałoŭcy i šaptaŭ jamu štości na samaje vuška.

Varvara raz-poraz chrypieła ŭ rasčynienaje vakno niejkija žałobnyja słovy, adnak, akramia Karnila, jaje ŭžo nichto nia słuchaŭ.

Tata Vasil išoŭ za tryma mužčynami až da voryva za pasaviskam, tak, niby pravodziŭ haściej ź viasiella, a nie z paminak.

III

Dunuś pajšoŭ znoŭ da buku nieachvotna, naha za nahu, bo byŭ upeŭnieny: niama patreby leźci znoŭ navierch — nichto z zahotovitielej i nie padumaje viartacca nazad da Šandraŭ.

Ale tata skazali.

Dunuś tolki paśpieŭ uładkavacca na halinie, jak znoŭ zastahnała z dvara trembita — i chłopiec ledź nie zvaliŭsia z dreva.

A kali ślapy i ahłuchšy ad strachu jon staŭ na hanku vialikaj pryhožaj chaty, dzie mama ŭžo mieła ŭstać z truny, to ź ciažkaściu paznaŭ tatu Vasila: pierakryŭleny z tvaru, toj irvaŭ na sabie vałasy. Mały Mikałajčyk, mamin ulubioniec, chukaŭ i dźmuchaŭ na maminy ruki i hołasam, padobny na toj, jakim syčyć paranienaja hadziuka, prasiŭ: «Ustavajcie, mamka, ustavajcie...»

Dunuś taksama prypaŭ dałoniami da matulinych ruk, składzienych na žyvacie.

Jany byli ŭžo chałodnyja.

Lipień, 1996, Rastoki na Bukavinie.

Pierakłała Natałka Babina

* * *

Maryja Macijos — ukrainskaja piśmieńnica, aŭtarka knih «Žittia korotkie», «Nacija», «Furšiet vid Mariji Matios», «Bulvarnij roman», «Sołodka Darusia», «Ŝodieńnik stračienoji», «Mistier i misis Ju. v krajini ukriv», «Majžie nikoli nie navpaki», «Moskalicia», uładalnica šmatlikich litaraturnych premij. Jaje tvory pierakładalisia na anhielskuju, kitajskuju, japonskuju, rasiejskuju i inšyja movy śvietu. Pa-biełarusku drukujecca ŭpieršyniu. Apaviadańnie apublikavana z łaskavaj zhody aŭtarki.

* * *

Štodzionna ŭ rubrycy «Litaratura» na sajcie NN — novyja tvory i minijatury. Čytajcie dla serca, čytajcie dla rozumu, čytajcie dla movy.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0