Hadoŭ dziesiać tamu ŭładkavaŭsia ja na firmu, jakaja zajmałasia prodažam bytavoj techniki. Karaciej, u łachatron. Toje, što ŭ hazietnaj abjavie nazyvała siabie handlovym pradstaŭnikom, papraŭdzie, chadziła pa kvaterach i pad vyhladam ujaŭnych rekłamnych akcyj zbyvała drobnuju bytavuju techniku i kuchonnyja pryłady: prasy, elektračajniki, nažy. Što heta łachatron, ja daciamiŭ zapozna, kali ŭžo pryzvyčaiŭsia da lohkich hrošaj. Za miesiac mianie natreniravali tak, što ja moh pradać što chočaš i kamu chočaš. Maimi kalehami byli studenty-zavočniki, maładyja nastaŭniki i miedyki — najmilejšyja prajdziśviety — dobryja i prastadušnyja. My padymalisia na apošni pavierch i nadziavali na siabie niabačny skafandr, jaki nie ŭpuskaŭ ni strach, ni sumleńnie.

– Dobry dzień. Vy haspadynia?

Niedavierlivyja pozirki za dvaccać chvilinaŭ napaŭnialisia ciepłynioj. A našyja kišeni — hrašyma.

Tam, u kvaterach, majo serca nikoli nie jokała. Babcia z carkoŭnaha choru, pałkoŭnik, invalid u vazku, siamiejnaja para leśbijanak, ciotka, jašče adna ciotka, jašče sto ciotak — ja ŭsich nie źliču.

Serca jokała, kali my źbiralisia la mašyny, zapichvali ŭ bahažnik reštki i moŭčki viartalisia ŭ kantoru. To była nie prosta stoma, a dušeŭnaje źniasileńnie praz hvałt, jaki my sami j učyniali. Tak ciahnułasia niekalki miesiacaŭ, pakul u našym ofisie nie pačalisia pieratrusy, padčas jakich my chavalisia ŭ kabiniecie dyrektara. Kiraŭnictva stała źbirać svaje manatki, kab źbiehčy ŭ Samaru — adkul i zvaliłasia nam na hałovy. Było prapanavana dałučycca da ŭsieahulnaj mihracyi. I my dałučylisia.

– Samara — heta maleńki Łas-Viehas, — skazali nam.

I my pavieryli.

My ličyli vialikuju Rasiju svaim vyjhryšam i šancam. Dumali kali-niebudź viarnucca ŭ Minsk miljanierami, niby ŭ rodnuju viosku z chatkami pad dziravymi strechami. Vyjaviłasia, što Samary nie tolki da Łas-Viehasa było daloka, joj było daloka da Šabanoŭ.

Chočaš pierasiačy darohu — spadziavajsia tolki na svajho anioła. Rasija zapuściła ŭ kosmas rakietu z Haharynym, a samarcy pa viečaroch zapuskali z voknaŭ pakiety sa śmiećciem.

Užo pieršy pracoŭny dzień vyjaviŭ, što ŭsie našyja ŭmieńni, nabytyja ŭ Minsku, možna lohka pierakreślić. Łachatron na rasijski manier akazaŭsia zusim inšy. U Minsku pradaŭcu dapamahaje intelihientnaść. U Samary jana była pieraškodaj. Kab zbyć tavar, treba było stać hałodnym ašalełym źvieram. U babuli, jakaja adčyniaje dźviery, u vačoch niama niedavierlivaści i karovinaj prastadušnaści, a strach. I hety strach možna pieramahčy tolki siłaj.

Nas navučyli prostamu pryjomu — najpierš padsoŭvać nahu ŭ dźviarny prajom, a ŭžo potym uśmichacca: «Zdrastvujcia! Vam siońnia paščaściła». Kali haspadar słabiejšy za ciabie, kali jon nie zdoleje vypichnuć tvaju nahu, to ty adsunieš jaho i patrapiš unutr.

Kłapacicca pra toje, što niechta vykliča milicyju, nie było nijakaj patreby. Milicyja rehularna atrymoŭvała ad našaj firmy svoj pracent z prodažu. Tamu nachabstva dazvalałasia. Adzinaje, čaho treba było bajacca, — dužych haspadaroŭ. Tamu my chadzili ŭdvoch i ŭtroch.

U minskich kvaterach dyjałoh z «klijentam» byŭ daŭhi — kala dvaccaci chvilinaŭ. «A chto ŭ vašaj siamji vostryć nažy?..» Zavajavać davier u biełarusa lohka — treba tolki pacikavicca jahonym žyćciom, pačućciami. I praz dvaccać chvilinaŭ biełarus nakormić abiedam, addaść svaje hrošy, jašče i padziakuje naŭzdahon. Zavajavać davier samarskaha rasijanina — niemahčyma.

Tamu dyjałohu ŭ nas nie było, byŭ skvapny, śpiešny, ahresiŭny manałoh na try-piać chvilinaŭ, jaki zaviaršaŭsia słovami: «Jak heta niama hrošaj!? A kali ja pašukaju?» Tak dziejničali našy samarskija kalehi. A my tak i nie navučylisia. Chadzili sa svaimi torbami, saramliva ŭśmichalisia, bieznadziejna ŭśmichalisia. Uśmichalisia, uśmichalisia, uśmichalisia. Pa-biełarusku. Nas vyhaniali, vykidali z padjezdaŭ, jak pakiety sa śmiećciem, bili nahami.

Ale adnojčy na maju saramlivuju ščyruju ŭśmiešku adkazali saramlivaj ščyraj uśmieškaj. My byli ŭtroch: ja, moj najlepšy siabar Locha i Vasia. Byŭ užo amal viečar, stoma raściakałasia pa ŭsim ciele. My chacieli jeści. My chacieli hrošaj. My chacieli nabyć kvitki da Minska — rodnaj vioski z chatkami pad dziravymi strechami.

Dźviery adčyniła žančyna. Ja skazaŭ joj: «Zdrastvujcia», — i ŭśmichnuŭsia. Jana skazała mnie: «Zdrastvujcia», — i ŭśmichnułasia.

Ja ŭkłaŭ usiu svaju piaščotu ŭ niaśpiešnyja słovy pa amal zabytaj minskaj sistemie.

Ja nie pomniu, ci pradali my što-niebudź. Heta ciapier nieistotna.

Kali ja zakončyŭ, haspadynia pramoviła: «Dziakuj».

Pa-biełarusku.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0