Nakupaŭšysia daschoču, Jurek lubić lažać na bierazie Vialli i ŭdychać saładžavy traviany vodar. Pach apanoŭvaje śviadomaść, kružyć hołaŭ, błytaje dumki. Zastajecca tolki prypluščyć viei dy zasnuć, ale tut jaki-niebudź kazytlivy muraš pačynaje paŭźci miž łapatak…

Voś jon iznoŭ padniaŭsia, pačuchaŭ łahčynku na śpinie. Vialla, jak toje lustra, adbivaje ŭ sabie kusty i vysokaje nieba. Raka naohuł vyhladała b nieruchomaj, kali b nie butelka z-pad koka-koły, što pavolna płyła pa lustranoj roŭniadzi.

Zvyčajna pustyja polietylenavyja butelki płyvuć bokam, a hetaja stojmia, vytyrknuŭšy z vady čyrvony korak. Moža, jana poŭnaja? Chtości ŭziaŭ na rečku, pakłaŭ u vadu la bieraha, kab nie hrełasia na soncy, a płyń padchapiła… Niakiepska b było hłynuć chałodnaj koły.

Jurek krechča, padchoplivajecca na nohi, kidajecca z razhonu ŭ vadu. Niekalki dobrych hrabkoŭ — i jon užo na siaredzinie raki. Ale ž darma mitusiŭsia: koły ŭ butelcy niama. Ale jana davoli ciažkaja, i ŭ jaje, padobna, štości pakłali.

Pakul čabochtaŭsia ŭ vadzie, vyhladajučy, što tam lažyć na doncy, pakul płyŭ, zahrabajučy adnoj rukoj, ciačeńnie adniesła jaho ad piasčanaha bieraha, i daviałosia pradziracca skroź zaraści žyhučaj krapivy.

Uvieś apiečany — navat nosu dastałasia, — Jurek padbieh na cyrłach da staroha miesca, dzie lažała adzieža, i ahledzieŭ butelčynu. Na dnie byŭ płastylin, ci jašče jakaja chalera, a ŭ siaredzinie, padobna, lažała skručanaja ŭ trubku papierčyna. A moža, tam hrošy? Ci jakija narkotyki? Chodziać čutki, što z taho boku miažy puskajuć pa vadzie kantrabandnyja cyharety ŭ polietylenavych torbach, a na hetym baku pierajmajuć. Praŭda, dzied kaža, što heta łuchta, bo pamiežniki aśviatlajuć raku pražektarami, a moža, i sietku ŭpopierak raki naciahnuli, kab łavić kantrabandu. Butelka ciomnaja, vyznačyć dakładna, što tam lažyć, niemahčyma. Pasprabavaŭ adkarkavać — spačatku rukami, a potym zubami, — korak nie paddaŭsia. Byŭ zality niejkim klejem: kab vada nie trapiła. Tut patrebny byŭ nož, i Jurek, azirnuŭšysia, śpiecham naciahnuŭ sakołku i portki.

 

Dzied Bazyl siadzieŭ na łaŭcy kala chaty i pryviazvaŭ hački da loski. Rychtavaŭsia da viečarovaj rybałki. Pryviazaŭšy čarhovy hačok, dzied adkusiŭ kancy loski minijaciurnymi abcužkami, padniaŭ hałavu i sa ździŭleńniem ubačyŭ unuka, jaki šybavaŭ da chaty, trymajučy ŭ rukach płastykavuju plašku. Zvyčajna Jurek adrazu ž paśla śniadanku vypraŭlaŭsia na rečku i viartaŭsia blizu abiedu. Siońnia ž nie paśpieŭ vyjści z chaty — i ŭžo bieh nazad.

— Što zdaryłasia? — kryknuŭ dzied Bazyl, ale ŭnuk nie adkazaŭ i, padlacieŭšy, vychapiŭ ź jahonych ruk abcužki.

Potym dzied ź lohkaj tryvohaj naziraŭ, jak unuk, zadychana sapučy, prabivaje abcužkami butelku i reža ćviordy polietylen kala korka. Narešcie abieruč trasie butelku, i ź jaje vypadaje skručanaja ŭ trubku papierčyna. Jurek sa skruchaju pieravodzić dych. Čakaŭ, vidać, što z butelki vypadzie štości bolš cikavaje i kaštoŭnaje.

— Pa race płyła, — paviedamlaje Jurek, razhortvaje papierku i, mruknuŭšy: — Pa-rasiejsku napisana, — biazhučna mylić vusnami.

— Nu ty ž pračytaj, što tam, — azyvajecca dzied.

— Dy tut niejki bulbaš list piša, niemaviedama kamu, — kryvicca ŭnuk i, nabraŭšy pavietra ŭ lohkija, panyłym hołasam čytaje: «Mianie zavuć Maksim. Ja vučusia ŭ vośmym kłasie… — jak i ja, — zaŭvažaje Jurek, i praciahvaje: — U mianie jość mara — ubačyć marskuju dalačyń. Tamu i kidaju hetuju butelku ŭ Viallu, u spadzieŭcy, što dapłyvie da Bałtyjskaha mora i maraki padymuć jaje na bort svajho ciepłachoda…» — Aha, bolš marakam niama čaho rabić, — chmykaje Jurek, ź viasiołym dakoram chitnuŭšy hałavoj. — «Ja zirnuŭ na mapu. Ad našaj vioski da mora dzieści 730 kiłamietraŭ. Tak što, chutčej za ŭsio, da Bałtyki moj list nie dapłyvie. I kali chto raptam vyciahnie butelku z raki, prośba paviedamić — dzie heta nadaryłasia. Cikava ž daviedacca, ci daloka jana zapłyła».

— Nu heta možna, — marmyča Jurek, — viarnusia dachaty, napišu hetamu Maksimu: «Vyłaviŭ butelku ŭ Vialli nasuprać chutara Užupis Niamienčynskaha starostva. I jak vyłaziŭ z raki ad piatak da nosu abstrykaŭsia krapivoju».

— Ty hladzi, až ź Biełarusi prypłyła, — dzied Bazyl patuzaŭ pryviazany da loski hačok. — Butelki daloka nie zapłyvajuć. Ich zvyčajna na račnych vyhinach da bieraha prybivaje. A jakraz na miažy Vialla oho-ho jakija łukaviny zakładvaje. A dzie butelku ŭkinuli?

— Napisali. Vioska Žodziški Smarhonskaha rajona Hrodzienskaj vobłaści.

— Žodziški? — źnianacku pažvavieŭ dzied Bazyl. — A nu daj zirnuć.

Pierachapiŭšy arkušyk, jon nastaviŭ na jaho padślepavatyja vočy i, uzdychnuŭšy, pramoviŭ:

— Akulary treba.

Jurek jašče krychu pakruciŭsia ŭ dvary, vypiŭ chatniaha kvasu sa zbana i znoŭ vypraviŭsia na rečku. I dzied Bazyl kryknuŭ jamu ŭśled:

— Ty ŭsio ž napišy hetamu chłopcu!

Stary padchapiŭ papierku, pajšoŭ u chatu pa akulary. Niekalki razoŭ zapar pieračytaŭ tekst i doŭha paciraŭ hrudzinu — toje miesca, dzie paryvista tachkała serca.

Nieba pad viečar zaciahnuła nizkimi chmarami, stała dušna, i za dalahladam, u tym baku, dzie Vilnia, raskacista hrymnuła. Pierad navalnicaj dziedu zaŭsiody niadužyłasia: ščymieła serca i kružyłasia hałava. Tamu jon nie pajšoŭ stavić donki, a adrazu ž paśla televizijnych navin z vochkańniem palez na vyški. Tam, na miakkaj siaholetniaj kaniušynie, jany z unukam spali.

Spačatku nibyta panuryŭsia ŭ son. Navat nie ŭ son, a ŭ niejkuju chvaravituju zamarač, kali nibyta śpiš, ale čuješ kožny zyk, navat myšyny pisk na druhim kancy adryny. I prymroiłasia spačatku vysokaja lipa, što rasła kala ichnaj chaty, a potym zmučany baćkavy tvar. Čyrvony, jak paśla łaźni, z prylipłaj da łobu pasmaj spałaviełych vałasoŭ. Jon nikoli dahetul nie bačyŭ baćku takim strašnym, a tamu ŭžo źbiraŭsia raspłakacca, dy maci tycnuła ŭ ruki ciažki ŭsłon: «Niasi, Vasilok, bo musim da ciamnoćcia sabracca». Ichny koń Łazunok, darešty źniasileny, vałok źviazanyja biarviony, jakija pakidali na ziamli chvalistyja barozny. Schapiŭšy ŭsłon za nožku, jon vałok jaho pa tych baroznach, siud-tud padajučy i razmazvajučy pa tvary haračyja ślozy. Narešcie Łazunok, hučna pyrchnuŭšy, spyniŭsia, i baćka chvastanuŭ kania puhaj. Koń uźniaŭ pysu, zirnuŭ na jaho, małoha, pierapužanym čyrvonym vokam. Nibyta prasiŭ abarony. Łaskavy šery konik, jaki vaziŭ jaho na svaim karku, a potym z udziačnaściu braŭ trapiatkimi hubami z dałoni akrajec čerstvaha chleba. «Nie bi Łazunka!» — kryčyć jon baćku i čuje brazhat dźviercaŭ. U kvadracie zyrka aśvietlenaha vakna ŭźnikaje i znoŭ źlivajecca ź ciemraj Jurkava hałava.

— Heta ty, Jurek? — dzied Bazyl padymaje hołaŭ. — Viedaješ što… zabiažy ŭ chatu. Tam na palicy, u kuchni, plašačka staić. Nakrapaj mnie dvaccać kropiel. I vady padli.

Unuk viarnuŭsia nadta chutka, sa šklankaj u rukach.

— Zaraz doždž pačniecca, adrazu lahčej stanie. Vidać, cisk padskočyŭ, — vydychaje dzied, prykłaŭšysia da šklanki, što blisnuła fijaletavym śviatłom. Małanki žachali adna za adnoj.

Jurek raspraviŭ u svaim kucie praścinu, loh, ale tut ža pryŭźniaŭsia na łokci.

— Dziedu…

— Nu.

— A ty ž, zdajecca, žyŭ u tych Žodziškach u dziacinstvie.

Dzied chvilinu, a moža i bolš, maŭčaŭ, narešcie azvaŭsia:

— Žyŭ… tolki nie ŭ samich Žodziškach, a niepadalok, na chutary. Pryhožaja była miaścina. Chata na bierazie Vialli stajała, a poruč staraja lipa z buślankaj. Baćka pasieku trymaŭ, dyk uletku lipa až huła ad pčołaŭ…

— A čamu ž vy adtul źjechali, kali tam było tak dobra?

Dzied iznoŭ adkazaŭ nie adrazu.

— Samochać my b adtul nikoli nie źjechali. Dy abstaviny prymusili, — dzied Bazyl zmorana ŭzdychnuŭ. — Adnojčy, daśviećciem, da nas niejki čałaviek zavitaŭ na rovary, štości skazaŭ baćku i tut ža źjechaŭ. Baćka viarnuŭsia spałatnieły, prychapiŭ z-pad łaŭki siakieru i na chatu palez — dach raźbirać.

— A što toj čałaviek paviedamiŭ? — unuk pačuchaŭ apiečanyja krapivoj halonki, jakija ciapier strašenna śviarbieli.

— Skazaŭ, što nas u śpisy ŭnieśli. Na adsialeńnie. Voś baćka i ŭziaŭsia raskidvać chatu.

— A kudy adsialać źbiralisia? — zapytaŭsia ŭnuk pad hučny vybuch hromu.

— Jak kudy… u Sibir, ci ŭ Kazachstan, ci jašče jakoje zaduppie.

Hetym razam hrymnuła, padobna, nad samaj adrynaj. Jurek navat prychavaŭsia pad koŭdru, ale potym hrymnuła cišej, i jon iznoŭ padaŭ hołas:

— A navošta było chatu raskidvać?

— Vyrašyli na novaje miesca pierabiracca. Voś tvoj pradzied za dva dni jaje i raskidaŭ.

— I što — adzin?

— Matčyn brat dapamahaŭ, dziadźka Michał. Udvuch i raskidali, dy biarvieńnie da bieraha padciahnuli. Mnie tady tolki šeść hadoŭ stuknuła, ale taksama dapamahaŭ darosłym. Konik u nas byŭ, niadošły. Dobraha kania Saviety zabrali, a hetaha, dziakavać bohu, pakinuli. Ciahnie biarvieńnie da raki i z kapytoŭ valicca. Potym baćka ź im na bierazie raźvitaŭsia, paprasiŭ prabačeńnia, što chvastanuŭ puhaj, — dzied sa ździŭleńniem pačuŭ u svaim hołasie pa-starečy ślaźlivyja notki.

— A što, kania z saboj nie ŭziali?

— Kudy ž jaho voźmieš? Dziadźku Michału pakinuli. A taho na nastupnym tydni ŭ Krasnajarski kraj źvieźli, razam ź siamjoj. Žonka ŭ 56-m hodzie viarnułasia, a dziadźka niedzie tam, na Jenisiei, i skanaŭ.

— Nu dyk… chatu da vady padciahnuli, a dalej što? Na baržu pahruzili?

— Dy jakaja tam barža. Płyt źviazali, na jaho hniłyja doški z voknami pakłali, u miech kolki kurej zapichnuli — i pa Vialli papłyli. Płyli ŭnočy, a ŭdzień baćka płyt da pryrečnych kustoŭ pryviazvaŭ dy spaŭ, jak snop. A na čaćvierty dzień zusim zmardavaŭsia, kinuŭ prys, jakim ad bieraha adpichvaŭsia, nas i prybiła da piasčanaj vodmieli. Da toj samaj, dzie ty kupaješsia. Maci pajšła ŭ susiedniuju viosku, viarnułasia i kaža: «Tut užo Litva». My i absieli na hetym bierazie.

— A čamu vas chacieli vysielić? Pradzied što, zabiŭ kahości? — Vočy ŭnukavy ŭražana blisnuli ŭ śviatle fijaletavaj małanki.

— Kudy tam zabiŭ. Prosta nie spadabaŭsia savieckaj uładzie, kab jana sprachła. Moža, u kałhas nie chacieŭ iści, a moža, što na Stalina skazaŭ, a moža, tamu zhaniali z kotlišča, što byŭ biełarusam.

— Jakim biełarusam? My ž palaki!

— Zapisany palakami, ale ž hamanili pa-prostamu. Baćka moj naohuł ličyŭ siabie biełarusam. Kazaŭ, jak byŭ zusim mały, u Žodziškaŭskim kaściole novy ksiondz abjaviŭsia. Pramaŭlaŭ kazani na tutejšaj movie, dyk narodu ŭ kaścioł nabivałasia jak zaviazać. Palakam heta, viadoma, nie spadabałasia, i kinuli niebaraku na nary. Zvali Vincentam, a proźvišča, na žal, zabyŭsia. Baćka z tych časin i zamiłavaŭ usio biełaruskaje. U Vilniu jeździŭ, haziety pryvoziŭ. Voś jamu balšaviki heta i pryhadali.

— A palaki što, taksama, jak i savieckaja ŭłada, haniali biełarusaŭ? — zapytaŭsia ŭnuk ź intanacyjaj niedavieru.

— Nu nie tak užo… Skažam, kali ty porkaješsia ŭ ziamli dy maŭčyš, ciabie nie čapajuć. A kali zajaviš, što ty biełarus dy pačnieš škoł, ci jašče čaho, damahacca, adrazu ž u Łukiški nakirujuć. Nu a Saviety, tyja zusim byli, jak ciapier kažuć, admarozkami. Tamu siońnia Biełaruś jość, a biełarusaŭ u joj užo niama.

Dzied zamoŭk, a ŭnuk, zakinuŭšy ruki za patylicu, ź nieparazumieńniem załypaŭ vačyma: jak heta Biełaruś jość, a biełarusaŭ niama? Vuń, maci kazała, praź ich kaliści ŭ kramu nie było jak ubicca — u Vilniu za kaŭbasoj pryjazdžali. I kudy ž ciapier padzielisia? U ichnym 8-m «A» biełarusaŭ taksama niamašaka. Pałova palakami zapisanyja, a pałova rasiejcami. Nie… treba nie lista pisać, a samomu ŭ Žodziški vypraŭlacca. I miesca toje naviedać, dzie prodki žyli.

— Ja tam byŭ adnojčy, jašče za Savietami, — pramoviŭ, nibyta čytajučy Jurkavy dumki, dzied Bazyl. — Lipa staić, tolki biez buślanki. Studnia tolki zachavałasia. Hniłaja ŭsia… Pastajaŭ ja tam, šapku źniaŭšy, hłynuŭ vady sa studni dy nazad na aŭtobus…

Pa šyfiernym dachu bujnym šrotam udaryli hradziny. Udaryli źnianacku, i ŭ dzieda Bazyla spałochana ściałasia serca. Jon pasprabavaŭ uzdychnuć, ale dychańnie pierachapiła. Stary ściepanuŭsia, ratujučysia ad udušša, pasprabavaŭ kliknuć unuka, natužliva zastahnaŭ, ale toj nie pačuŭ. Cieła abmiakła, stała biazvažkim. I padałosia dziedu Bazylu, što jon lažyć na płycie, apuściŭšy ruku ŭ raku. Strumieni piaščotna kazyčuć palcy, płot pavoli płyvie pa Vialli, i niechta kliča jaho, šaścihadovaha, dziŭnym słovam «dzied».

— Uch ty! — zachoplena vydychaje Jurek i nastruńvaje vucha. Nikoli ŭ žyćci jon nie čuŭ takoha šalonaha hrukatu. Tak, hladziš, hradziny i šyfier prabjuć.

Ale ŭ tuju ž chvilinu hrukat acichaje i pieratvarajecca ŭ zamaračny pošum daždžu.

«A čamu ja raniej nie čuŭ hetaj historyi z płytom?» — niaŭciamna dumaje Jurek. Dakładniej, jon čuŭ, ale ŭryŭkami, dy i nie vielmi cikavyja jamu byli tyja dziedavy pryhody.

«Viarnusia dadomu — padabju baćku ŭ Žodziški źjeździć. Tut ža niedaloka, adno što vizu treba aformić. I dzieda z saboj prychopim».

— Čuješ, dziedu? U žniŭni ŭ Žodziški źlotajem.

— Dzied! — iznoŭ hukaje ŭnuk, ale dzied maŭčyć — zasnuŭ pad šorchat daždžu.

Unuk zakidvaje ruki za patylicu i ščasna paśmichajecca. Cichaja radaść napiataj strunoj dzyńkaje pad sercam. Napieradzie jašče dva miesiacy vakacyj. Dva miesiacy soniečnych rankaŭ, ciopłych daždžoŭ, načnych małanak, punsovych pałymnic, što adbivajucca ŭ niespakojnaj vadzie, i sałodkich snoŭ na duchmianaj kaniušynie.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0