Viktaru Mielnikavu

Pieršymi krokami majoj šparkaj karjery ŭ Vilni ja byŭ abaviazany dobraj pra mianie dumcy majho načalnika, kaležskaha asesara Michnieviča. A hetaja dobraja dumka hruntavałasia, u niemałoj stupieni, na zaŭvazie z vusnaŭ Vacłava Žylinskaha, tady jašče nie biskupa, a kanonika, ale čałavieka ŭžo mnohimi pavažanaha. Padziei ž, jakija pryviali da hetaj zaŭvahi, byli nastupnyja.

 

U sakaviku 1844 hoda adno daručeńnie zmusiła mianie abjechać ledź nie ŭvieś Lidski paviet, niadaŭna pieradadzieny ŭ našuju hubierniu z Hrodzienskaj. Byŭ ja zusim małady, ščaślivy svaim čatyrnaccatym ranham čynoŭnik, z zachapleńniem braŭsia navat za najdurniejšuju pracu i dumaŭ, što ŭvieś śviet choča pacisnuć mnie ruku i zaprasić u hości. Treba zhadzicca, što sustrakali mianie ŭ miastečkach pavieta i sapraŭdy dobra i klikali ŭ hości niaredka, a adno zaprašeńnie było zusim asablivaje. U miastečku B. — apošnim, jakoje ja musiŭ naviedać pierad viartańniem u Vilniu, — my hamanili, stojačy na vulicy, z tamtejšym čynoŭnikam, čyjo imia mnie ciapier tak ža niemahčyma zhadać, jak i pasadu, kali ŭvahu maju pryciahnuŭ stary, jaki akurat minaŭ nas, pastukvajučy kijočkam. Staraśvieckaja vopratka, hruntoŭnaje puza, abvisłaja skura na tvary i pukatyja vočy rabili jaho padobnym da indyka, ale indyka hodnaha, pavažnaha i navat pryjemnaha. Moj surazmoŭca taksama jaho zaŭvažyŭ i huknuŭ:

— Dobry dzień, panie paecie!

Stary paviarnuŭsia da nas, cyrymonna nachiliŭ hałavu i źbiraŭsia ŭžo iści dalej. Moj surazmoŭca, adnak, paśpiašaŭsia da jaho:

— Panie paecie, dazvolcie vam pradstavić pana... — da majho proźvišča i čynu jon dadaŭ trochi praźmiernyja ŭchvały maim zdolnaściam i nazvaŭ mianie, siarod inšaha, piśmieńnikam (ja abmoviŭsia jamu raniej, što sprabuju pisać apaviadańni, choć i bieź vialikaha pośpiechu). Taho, kaho nazyvali panam paetam, heta zacikaviła. Jon zrabiŭ krok da nas, staŭ, abapieršysia na kijok, prakułdykaŭ niejkuju darečnuju vypadku biessensoŭnaść, a tady ŭ svaju čarhu byŭ pradstaŭleny mnie jak «vydatny tutejšy paet». Proźvišča jahonaje, viadoma, taksama było nazvanaje, i ja dobra jaho pamiataju, ale paŭtarać na papiery nie budu. Dyj vam jano ničoha b nie skazała, bo słava hetaha słuhi Muzaŭ nie siahała dalej susiednich falvarkaŭ — i całkam zasłužana. My abmianialisia žmieniaju ahulnych fraz, i ja ź niejkaj nahody adhuknuŭsia pryjazna ab vieršach Ihnacyja Krasickaha. Heta zrabiła samaje pryjemnaje ŭražańnie na staroha, i ja byŭ zaprošany ŭ toj ža dzień ź im paviačerać. Ja zvykła pahadziŭsia i raźvitaŭsia da času z panam paetam. Čynoŭnik, jaki nas paznajomiŭ, stajaŭ ahałomšany. Kali ja spytaŭ pra pryčynu ździŭleńnia, akazałasia, što pan paet nie klikaŭ nikoha ŭ hości ź niaŭpomnych časoŭ. Chacia trymaŭsia jon z usimi pryjazna, ale ŭ dom jahony daŭno nie zachodziŭ nichto, aproč jaho dy jahonaj pakajoŭki, što była razam i kucharkaju.

Uviečary, va ŭmoŭleny čas, pan paet sustreŭ mianie na hanku. Pakoj, u jakim prysłužnica nakryła nam viačeru, byŭ poŭny achajna rasstaŭlenaj i raskładzienaj, ale redka praciranaj ad pyłu staryzny. Paŭsiul, kudy padała śviatło ad śviečak, byli niejkija zakachanyja pastuški, zasušanyja kvietki, čyjeści siłuety ŭ ramkach — utulny, kranalny chaos. Z bačnych mnie troch palicaŭ bufieta ŭsiaho adna była zaniataja posudam — na inšych kali i byli niejkija talerki ci kielichi, to całkam schavanyja za statuetkami dy inšym chłamam.

 

Pan paet havaryŭ nie zmaŭkajučy — raskazvaŭ miascovyja aniekdoty, razvažaŭ pra litaraturu, ale najbolš čytaŭ svaje i čužyja vieršy. Ja słuchaŭ nie biez pryjemnaści. Raskazčyk jon byŭ dobry, choć i ź niejkaju varjatavataściu ŭ maniery, paeziju dekłamavaŭ niabłaha, i navat ułasnyja jahonyja vieršy, choć i nie mieli nijakaj kaštoŭnaści, usio ž byli nie nastolki žachlivymi, kab sapsavać mnie nastroj. Atrymaŭšy mahčymaść ustavić kolki słovaŭ u razmovu, ja pacikaviŭsia, ci daŭno jon karystajecca ŭ miastečku takoju pavahaju. Stary, zadavolena ŭśmichajučysia, adkazaŭ, što susiedzi ličyli jaho za dobraha paeta jašče pry kancy minułaha stahodździa, a z toj pary sumniavalisia ŭ im usiaho adnojčy. Pra toj adziny vypadak, praciahvaŭ pan paet, usie pamiatajuć, tak što jamu ni razu nie vypadała ab im raskazać. Tut jon zmoŭk, čakajučy prośby apavieści, i ja, zrazumieła, paprasiŭ.

 

— U žniŭni 1812 hoda, — pačaŭ pan paet, — kali francuzski impieratar byŭ užo daloka na ŭschod adsiul, praz hetyja miescy viartaŭsia z Varšavy ŭ vojska niejki Rakicki — małady ŭłan. Darohaju jon trapiŭ u mocnuju zalevu, da našaha miastečka dabraŭsia zusim chvory i zmušany byŭ zatrymacca ŭ adnaho z tutejšych haścinnych haspadaroŭ. U pieršy ž viečar jon zhadaŭ, što piša vieršy, i štości sa svajho pračytaŭ — ćmianyja ryfmavanyja tryźnieńni pa niejkaj novaj modzie. Ale treba zhadać, moj dobry panie, što jon zahadkava maŭčaŭ ab tym, ź jakim daručeńniem jeździŭ u Varšavu, a da taho ž mieŭ chvackija vusy. Nie dziva, što panienki i maładzicy ŭraz vyznali jaho za najlepšaha viadomaha im paeta i adstojvali hetaje mierkavańnie tak pałka, što astatnija lenavalisia spračacca. Praź jaki dzień, kali ŭsie pavieryli, što da nas zavitaŭ novy Haracyj, haspadara, u čyim domie žyŭ Rakicki, pierakanali zładzić u siabie čytańnie vieršaŭ. U tym hodzie ledź nie štodnia chto­niebudź źbiraŭ haściej — nie hatujučy amal nijakaha pačastunku, bo ježu aščadžali, a prosta kab razahnać razmovami tryvohi. Voś na tym pryjomie i dajšło pamiž nami da sprečki. Kali Rakicki pračytaŭ čarhovuju svaju piesieńku, ja skazaŭ jamu ŭsio, jak jość. Skazaŭ, što takoha tumanu moža napuskać chiba toj, što sam nie viedaje, ab čym piša, a kali b jamu daviałosia apisać niešta nie žartam važnaje, to ŭraz by stała bačna, čaho vartaja hetaja bałbatnia pobač z prastatoju daŭniejšych vieršaŭ. Toj jołup adkazaŭ, što piacidziesiacihadovyja nie mohuć zrazumieć, jak vyrasła za apošni čas paezija, i jaho ŭsie padtrymali. A najbolš mianie aburyŭ haspadar doma, jaki, adklikaŭšy mianie ŭbok, prasiŭ nie zajzdrościć čužomu talentu i dać darohu maładym.

 

Nastupnyja dva dni ŭ miastečku tolki j razmovaŭ było pra pieramohu ich novaha ŭlubionca nad starym, a na treci ranak havaryli ŭžo pra inšaje, bo zdaryłasia biada. U časie toj vajny, jak vy, peŭna, čuli, tut paŭsiul lutavali złodziei. Ich nie było kamu ŭtajmavać, i raz­poraz da nas danosiłasia pahałoska ab zabojstvach i rabunkach u susiednich vioskach. A tut niahoda zavitała da nas. Na ŭskrajku miastečka žyła staraja pani; svajakoŭ u jaje nie zastałosia, ale haściej jana źbirała niaredka, a takija ž staryja susiedki naviedvali jaje štoranku. U toj dzień, pryjšoŭšy da siabroŭki, jany ŭbačyli, što akno ŭ domie vyłamanaje z ramaju. Na hrukat u dźviery nichto nie adkazvaŭ. Na lamant spužanych starych źbiehlisia ludzi, vybili dźviery dy znajšli haspadyniu miortvaju ŭ łožku z nažom u hrudziach. U domie ŭsio było pierakulena, ale što skrali — nichto dakładna nie moh skazać, bo nichto nie viedaŭ, što taja žančyna mieła. Adzinaje, što było peŭna — z haścinaj zabrali parcalanavaha sabačku, jakoha staraja duža lubiła, bo heta byŭ padarunak jaje niabožčyka­syna. Papiaredniaju nočču nichto ničoha nie čuŭ — byŭ doždž i šalony viecier — i šukać zabojcaŭ nie vypadała.

Na vulicach, viadoma, ciapier havaryli tolki ab hetym. A bližej da viečara niechta ŭzhadaŭ pra našuju z Rakickim sprečku i zaŭvažyŭ, što voś, ułasna, i važnaje zdareńnie, i ciapier paety mohuć pamieracca siłami. Prydumka imhnienna raźniesłasia pa miastečku i vielmi ŭsich zachapiła. Bo paetyčnaje spabornictva — zabava niačastaja, a vy ž viedajecie, dobry panie, jak u pravincyi sumna, — tut pan paet paviarnuŭ da mianie svoj indyčyny tvar i macniej, čym zvyčajna, vyračyŭ vočy, čakajučy zhody. Ja, kažučy praŭdu, byŭ niepryjemna ździŭleny tym, jak miestačkoŭcy zrabili z zabojstva śvieckuju zabaŭku, nie dačakaŭšysia navat pachavańnia, tamu praburčaŭ niešta niaŭciamnaje. Pan paet, nie zvažajučy na vyraz majho tvaru, praciahvaŭ:

— Na nastupny dzień haspadar doma, dzie spyniŭsia ŭłan, znoŭ sabraŭ hości. Ničoha nie abviaščałasia, ale ŭsie razumieli, što abodva paety — to bok ja i Rakicki — buduć čytać vieršy pra niadaŭniuju trahiedyju. Małady visus iznoŭ skłaŭ niaŭciamicu, jakaja z roŭnym pośpiecham mahła apisvać i zabojstva, i niaščasnaje kachańnie. A moža, i nie skłaŭ, a vyciahnuŭ z daŭniejšych zapasaŭ, bo kali vierš ni pra što, niama roźnicy, kali jon napisany. Ja ž zryfmavaŭ, radok da radka, usio, što ŭbačyli tym žachlivym rankam u razrabavanym domie, — tut pan paet, viadoma, pradekłamavaŭ svoj vierš całkam, ale ja ad jaho pamiataju tolki apošiuju strafu:

 Biažy, miastečka, na padvorak Balasłavy!
Z nažom u sercy nieruchoma śpić biadačka.
A ŭ domie jejnym pierakulenyja łavy,
I źnik z palicy parcalanavy sabačka.

 

Na mianie hetyja radki, jak vy razumiejecie, zrabili nie bolej uražańnia, čym na vas, ale ž całkam dapuskaju, što Rakicki pisaŭ jašče horš — čamu b nie? U kožnym razie, ja znajšoŭ dla pana paeta niejkija słovy ŭchvały, i toj, zadavoleny, z asałodaju pierajšoŭ da finała:

— Samo saboju, — prahavaryŭ jon, vyłučajučy kožnaje słova, — ni ŭ koha nie zastałosia sumnievaŭ, chto pieramoh. Rakicki sprabavaŭ jašče spračacca, ale jaho nie słuchali. Nastupnym rankam jon abjaviŭ, što całkam akryjaŭ, i źjechaŭ dalej na ŭschod, amal ni z kim nie raźvitaŭšysia. A mianie z toj pary ŭ miastečku zavuć prosta «panam paetam».

Bajučysia, što pan paet znoŭ zapatrabuje acenki svajmu vieršu, a mnie, adpaviedna, znoŭ daviadziecca kryvadušničać, ja vyrašyŭ advieści razmovu ŭbok:

— Cikava ŭsio ž, — skazaŭ ja, — našto zabojca zabraŭ parcalanavaha sabačku?

Haspadar doma, abudžany ad letucieńniaŭ pra dzień svajoj słavy, pahladzieŭ na mianie, razhublena adviesiŭšy hubu:

— Jakoha sabačku? A, taho?.. — tut jon machnuŭ rukoju ŭ bok bufieta, i ja, pašnaryŭšy vačami ŭ natoŭpie statuetak na ciomnaj palicy, razhledzieŭ. — Cucyka hetaha? Dyk bieź jaho ž nie zryfmavałasia b. Biadačka­sabačka, viedajecie, — stary drobna zahihikaŭ. — Miž inšym, dobry panie, tut niemahčyma nie pryhadać adnu historyju, što zdaryłasia, kažuć, sa słaŭnym vieršapiscam Naruševičam...

Jon šmat jašče raskazvaŭ, nie pamiataju što, a ja, napeŭna, adkazvaŭ niešta vietlivaje. Pamiataju zatoje, što byŭ nievykazna ščaślivy, kali narešcie, adkłaniaŭšysia, apynuŭsia na hanku i hłynuŭ syroha sakavickaha pavietra.

Chutka paśla viartańnia ŭ Vilniu ja čakaŭ u tavarystvie dvuch takich, jak sam, maładych čynoŭnikaŭ pad dźviaryma važnaha kabinieta. Razmova zajšła ab relihii. Maje kalehi spaborničali ŭ najnoŭšych modnych dumkach, a ja zbolšaha maŭčaŭ, bo dobry nastroj i praha da hutarak jašče nie paśpieli da mianie viarnucca. Umiašaŭsia ŭ razmovu ja ŭsiaho raz. Kali adzin z kaleh rytaryčna spytaŭ, uzvysiŭšy hołas, ci možna pavieryć, što dobry Boh dapuskaje piekła, ja ź niečakanaju dla siabie samoha rezkaściu skazaŭ, što ŭ isnavańni piekła sumniavacca nie žadaju. Hetyja słovy i pačuŭ, idučy paŭz nas pa kalidory, kanonik Žylinski. U toj ža dzień, jak raskazali mnie paśla, jon pakazaŭ na mianie zdalok majmu načalniku, ź jakim byŭ u pryjacielstvie.

— Heta vaš padnačaleny? — spytaŭ tady Žylinski. — Pryhladziciesia da jaho. U im jość peŭnaja ćviarozaść. Toje, viedajecie, zdaroŭje duchu, jakoje ŭ papiarednich pakaleńniach było paŭsiudnym, a ŭ ciapierašniaj moładzi amal nie sustrakajecca.

 

Alena Chryščanovič

piśmieńnica, finalistka litaraturnaha konkursa dla maładych piśmieńnikaŭ «Ekślibrys» (2012). Žyvie ŭ Minsku.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?